Nasz Kierownik Mały herbu Rajdówka (postury łokietkowej,
duchem wszakże wielki) w kwiecie wieku będąc, mąż zaufania
przedniej miarki, wraz ze swym przyjacielem niejakim Michałem
wpadli na koncept nie lada. Mając dosyć ulic gwarnych grodu
Kraka, a z kupcami wszechmocnymi będąc w układach, wyprawę
Bursztynowym szlakiem w góry Pieninami zwane przedsięwzięli.
I tak z wiosny urokami nieodpartymi ruszyła karawana Wojowników-Mierników
w pełną trudów i niebezpieczeństw wyprawę. U celu pielgrzymi
niestrudzeni kilka beczek złocistego napoju ku niedostępnej
warowni wtoczyli. Dzielni piechurzy, przygód jednak spragnieni
ruszyli szlaki okoliczne przecierać i szczyty niedostępne
zdobywać. |
Byli wszakże i tacy, których jedynym
szczytem zdobytym owa warownia niedostępna była. Oto dla nich ze
zmierzchem pora na zabawy przyszła. A jako że rycerze nasi
postury okazalej, a i rys szlachetnych i pięknych, do pobliskiej
osady z Białogłowami popląsać ruszyli. Choć w głębokich
ciemnościach szczawnickiej nocy bez sukcesów większych wrócili,
to niejednej Sikorce w głowie zawrócili, dać swego użyli.
Tymczasem w obozowisku zabawa trwała niegorsza, dlatego też z
nadejściem świtu ciężko powstać było. Jednak ledwo oczy
otworzyli, spieszno im było sąsiadów z południa odwiedzić, a
brama otworem stała jeno nim kur siedemnasty raz zapiał. Słowaccy
karczmarze hojnie strudzonych wędrowców nagradzali, dzięki
czemu powrót o wiele przyjemniejszym się stawał. I tak minął
dzień a nastała noc dnia drugiego. Noc ta rozświetlona błyskiem
świętego ogniska niezgorszych od po-przedniej zabaw dostarczyła.
Najodważniejszy, Kmicicem zwany, ochłody w mroźnych wodach
Dunajca szukał, lecz przez towarzyszy swoich i opiekunkę duchową
od ciemnej kipieli został odwiedzion. Prawdziwe harce jednak z
wieczora następnego dnia nadejść miały. A że noc,
staropolskim zwyczajem, porą uciech nieokrzesanych się staje,
przeto śpiewom i plasom przedziwnym ( zwanym tańcami góralskimi)
nie było końca. Owe święto "śpiewu i muzyki"
zaszczycił obecnością swoją protektor nasz i mecenas, mowa zaś
Jego porwała tłum zgromadzonych wasali. Z kronikarskiego obowiązku
dodać się godzi, że stoły uginały się pod słusznym ciężarem
trunków, przekąsek i... uczestników. Biesiada trwała w weselu
do białego świtu. O ileż smutniejsze jednak były twarze
towarzyszy i towarzyszek rankiem, gdy wytwór kapitalizmu -
nowoczesny autobus - podjechał pod twierdzę i powrót do
cywilizacji stał się bliski. Z łez odjeżdżających geodetów
powstał nowy dopływ Dunajca, a plotka niesie, że pojawiły się
w nim ostatnio śledzie i inne morskie paskudztwa.
Z pozdrowieniami wuj Matt z podróży Ustroń
'98 | Piwniczna '99 | Rycerka
Dolna 2000 | Szczawnik '01 |